Na początku było słowo… jego magiczna moc poczęła komunikacyjną sieć. Z czasem każdy jej uczestnik stał się nadawcą — wcześniej był jedynie odbiorcą — i wszyscy zaczęli mieć coś do powiedzenia na każdy temat. Dziś, w moim przekonaniu, słowa zaczynają się kompromitować, gdyż coraz trudniej znaleźć ich wartościowe zestawienia. Przeważnie natrafiamy na ubogie, a nawet upośledzone „reprezentacje” zestawień słów, zwłaszcza gdy eksplorujemy zakątki globalnej pajęczyny. Co, tak naprawę, zostało zapoczątkowane przez wysyłkę (notabene nieudaną1) pierwszego digitalnego słowa? Dlaczego tendencje rozwojowe języka wydają się być przerażające? I wreszcie, jaki może być koniec tej, zainaugurowanej słowem, opowieści?
Początek rozmów o niczym
Fenomen dawnego początku, czy też dawnych początków, jawi mi się jako coś zgubnego, przede wszystkim dlatego, że bardzo trudno dobrać się do tych zarań, które historia zdążyła wielokrotnie podkoloryzować i przeinaczyć. Niemniej, zgodnie z moimi przeczuciami i parafrazując Norwida, zbliżający się finał z każdym krokiem coraz intensywniej naszeptuje do początku. Na początku, w zależności od koncepcji, były między innymi: chuć, chaos, wodór… i słowo.
Nie wydaje mi się konieczne naukowe udowadnianie twierdzenia, że społeczeństwo staje się coraz głupsze — wystarczy się rozejrzeć (należy wziąć w nawias dyskurs, zgodnie z którym dyskryminujemy młodsze pokolenia, w moim przekonaniu głupiejemy wszyscy, bez względu na wiek). Za wspomniany stan rzeczy winię między innymi powszechne dążenie, aby naukę i kulturę traktować jako środek do osiągnięcia innych celów. Winię kult instrumentalizmu. Co ma z tym wspólnego słowo? Zgodnie z paradygmatem „powiedzieć to uwierzyć” stale ożywiane jest przeświadczenie, że kształcić należy się zgodnie z wymogami rynku, rachunku ekonomicznego i wąsko pojętej użyteczności.
Rozmowy o niczym, czyli tzw. small talk, to z pewnością nie wynalazek ery internetu, choć przed jej nastaniem, w krajach postkomunistycznych takich jak Polska, zjawisko to praktycznie nie występowało2. Internet wynaturzył small talk. Znajomi i „znajomi-nieznajomi” zamiast wymieniać się grzecznościowymi „How you doing?” czy „What’s up?”, zaczęli obrzucać się inwektywami lub memami.
Przeglądając się internetowym dyskusjom trudno natrafić na retorykę empatii i ciężko nie natknąć się na retorykę nienawiści. Nędznym ersatzem aprobaty online są „lajki” i uśmiechy za pomocą emotikon. Osobliwym wydaje się fakt, że kiedyś używano akronimów takich jak LOL w celu transkrypcji realnego śmiechu; dziś zamiast się śmiać, mówimy „lol”. Nieco bardziej rozbudowane opisy negatywnych emocji są raczej mizernym pocieszeniem, gdyż dychotomiczne widzenie świata, którymi emanują owe wypowiedzi, prowadzi do oślepienia i głuchoty na rzeczywistość oraz do zaniknięcia umiejętności wyrażenia własnych myśli. Niepokojące jest również to, że wiele urokliwych wyrażeń wymiera, a nowopowstające uwłaczają godności rozumnego człowieka (vide tryumfująca ostatnio „maść na ból dupy”). Niektóre, w większości chyba pozytywne, frazy tracą swe pierwotne znaczenie i przeobrażają się w karykatury (np. „żal mi cię” coraz częściej będące drwiną, a nie słowami współczującego).
W moim przekonaniu struktura myślenia i reguły budowania dyskursu powinny znajdować się ponad ideologią, niestety szwadrony zacietrzewionych komentatorów bombardujących zza wirtualnej zapory ogniowej, widocznie nie podzielają tego poglądu, w związku z czym internetowy dialog coraz rzadziej dopuszcza jakiekolwiek niuanse i komplikacje. W języku angielskim funkcjonuje powiedzenie „You talk like a book”, które najczęściej używa się podczas dyskusji z elokwentnym rozmówcą. Fraza ta ma już przeważnie zabarwienie pejoratywne, gdyż dostojny, elegancki, a coraz częściej nawet po prostu poprawny język w optyce novus homo ludens zdaje się być atrybutem człowieka przemądrzałego. Oczywiście zdarzają się aroganccy i nadęci intelektualiści, niemniej nadwrażliwa heurystyka członków globalnej wioski sprawia, że autor każdego mniej oczywistego rozumowania zostaje oznaczony jako ktoś pompatyczny i zarozumiały. W „najlepszym” przypadku wirtualni osadnicy próbują odpędzić go akronimicznym mechanizmem obronnym TL;DR. Inkantację tę można zapewne odczytać jako nowoczesne „a kysz!”.
Koniec słów. Społeczeństwo niepiśmienne i nieme
W szeroko pojętej tradycji humanistycznej za najistotniejszą formę aktywności uważano zgłębianie wiedzy i dążenie do prawdy, a praca umysłowa miała wyjątkowe znaczenie i cieszyła się powszechnym uznaniem. Tymczasem Uniwersytet w Białymstoku zdecydował się jakiś czas temu zamknąć „nierentowną” (SIC!) filozofię. Najwidoczniej wiedza przestaje być czymś szczególnym. Idea Uniwersytetu została zgwałcona i jest to, po prostu, przykre. Komentarze towarzyszące podjęciu wspomnianej decyzji są zatrważającymi świadectwami upadku, które rzucają światło na podstawę problemu. Zaniechanie wykładania filozofii na Uniwersytecie w Białymstoku było w mojej ocenie reperkusją dewaluacji tytułów naukowych i rozczarowania reformami edukacyjnymi.
Dwie równolegle zachodzące tendencje (nie tylko językowe), kult banalności i równanie w dół, sprawiają że osoby mające faktycznie coś wartościowego do powiedzenia rezygnują z udziału w internetowych dyskusjach. Wycofanie się, tudzież apatia „elity” umożliwia łatwiejszą eskalację troglodytyzmu, na dodatek ambicja do utrzymania wysokich standardów zaczęła jawić się społeczności jako dążenie antydemokratyczne.
Nieustannie uszczuplająca nasze słowniki nowomowa, krzewienie technokratyzacji i anty-elitarna afirmacja zmieniają mentalność „cyfrowej” cywilizacji jutra. Michał Głowiński zauważa, że najistotniejszą procedurą nowomowy „jest narzucenie wyrazistego znaku wartości”3 w związku z czym „znaczenie zostaje podporządkowane ocenie […] nie jest ważne, co dane słowo znaczy, ważne jest zaś, jakie kwalifikatory z nim się wiążą”4.
Brodząc w zalewie internetowego slangu, brei znaczonych słów kluczy, czy – bardziej aktualnych – hasztagów i gąszczu biznesowego żargonu, newspeak wydaje się być przeżytkiem wypartym przez lolspeak5. Użytkownicy najaktualniejszego internetowego dialektu w istocie są już zdezorientowani. Zaczynają używać (również poza internetem) YOLO jako powitania, a SWAG znaczy tyle co „lans” lub styl i służy podkreśleniu wyjątkowości. ASAP kojarzony jest z czymś pilnym, a WTF to negatywne zdziwienie roszczące wyjaśnienia. Z kolei reprezentanci nauk technicznych, w szczególności związanych z informatyką, upodobali sobie akronim RTFM, który jest odesłaniem do instrukcji z nutką poirytowania.
Francuski antropolog komunikacji Jean Lohisse pyta, czy przyszłemu społeczeństwu, doskonalącemu się we wciskaniu przycisków, uda się wynaleźć sposób ujęcia uniwersum końcami palców?6 Na myśl przychodzi odpowiedź: „It’s not the end of the world, but you can see it from here”7. Obietnica świetlanej przyszłości gatunku ludzkiego najprawdopodobniej skończy się na słowach, choć żywię niepłonną nadzieję, że uda się opracować (i wdrożyć) skuteczny plan naprawczy. Amerykański powieściopisarz Jonathan Franzen przepowiada w eseju, o którym pod koniec ubiegłego roku dyskutowała połowa czytającego świata, że nasza zagłada nadejdzie online.8 Obcując z coraz gorszej jakości opowieściami (abstrahując od tego, czy mówionymi czy pisanymi) uwsteczniamy się. Nie chcę być czarno-widzącym wieszczem, jednak odczuwam – być może już atawistyczny – strach, że ludzkość powróci do porozumiewania się za pomocą systemu opartego na gestach i chrząknięciach.
- Udało się przesłać tylko dwie pierwsze litery słowa „login”. Zob. G. Gromov, Roads and Crossroads of Internet History, 1995 ↩︎
- Powszechne w kraju nad Wisłą rozmowy o pogodzie to, w moim przekonaniu, jedynie marna namiastka small talk. ↩︎
- M. Głowiński, Nowomowa i ciągi dalsze, Kraków 2008, s. 12. ↩︎
- Tamże, s. 12-13. ↩︎
- Celowo niepoprawny język internetowy. Przykład zdania w polskiej odmianie tego języka: „Jestę magistrę i lubie gofry z posypko.” ↩︎
- J. Lohisse, Przyszłość kultury zinformatyzowanej, przeł. J. Stryjczyk, [w:] Antropologia słowa. Zagadnienia i wybór tekstów, oprac. G. Godlewski i. in., s. 659. ↩︎
- Zaczerpnąłem tę frazę z gry Deus Ex: Human Revolution. ↩︎
- J. Franzen, What’s Wrong With the Modern World, [w:] „Guardian”, 13 września 2013. ↩︎