Witaj na moim osobistym blogu o kulturze mniej lub bardziej popularnej. Wolę życie na miarę literatury, niż egzystencję wartościowaną lajkami. Gry wideo jarają mnie już ponad trzy dekady. Więcej o mnie możesz dowiedzieć się po kliknięciu w czwartą pozycję z menu.

Dwadzieścia lat minęło jak jeden dzień

Dwie dekady temu debiutowała kapela Cool Kids of Death, która wówczas bardzo mi imponowała i, jak sądzę, wywarła na mnie dość istotny wpływ. Byłem wtedy nastolatkiem, który – oprócz grywania w gry wideo – pobrzękiwał na gitarze, gryzmolił teksty piosenek i włóczył się po okolicy trzydziestokilkutysięcznego miasta, znanego z produkcji dżemów, kolorowych wycinanek i charakterystycznych strojów ludowych w wielobarwne paski. Nazwa rzeczonego zespołu pochodzi od tytułu utworu z trzeciej płyty brytyjskiej formacji Saint Etienne. „Fajne dzieci śmierci” od razu stały się moimi starszymi kolegami. Dlaczego? Choćby dlatego, że większość materiału z debiutanckiego krążka CKOD powstała w duchu DYI – do miksowania użyto kompa z procesorem Pentium III 800 MHz i kartą dźwiękową Sound Blaster Live! – posiadałem wtedy w domu taki sprzęt. Zarówno rejestracja i produkcja pierwszego albumu CKOD wpisywały się w undergroundowe decorum – efekty zwrotnych sprzężeń osiągnięto bez wzmacniacza, zbliżając gitarę do monitora odsłuchowego. Tego typu technicznych ciekawostek mógłbym pewnie wymienić więcej, ale chyba nie ma takiej potrzeby, bo każdy (zainteresowany) bez większego trudu może znaleźć te informacje w sieci.

W piosence „Dwadzieściakilka lat” Krzysztof Ostrowski prezentował ironiczną auto-diagnozę; mogła być ponurą ripostą dla konstatacji rodziców i nauczycieli, które dotyczyły wspaniałych możliwości, o których oni i poprzednie generacje mogli tylko śnić.

Brak mi doświadczeń istotniejszych

Holocaustu, wojny, śmierci

Pornografia, telewizja

To mnie kształtowało…

W latach 90. kształtowały mnie gry wideo, komiksy i filmy, które zdążyły się już pokryć patyną. Pornografia też w jakiś sposób pewnie mnie kształtowała, ale patyną się (jeszcze?) nie pokryła. Kazimierz Rajnerowicz, autor poświęconej CKOD książki pt. Nie będzie żadnej rewolucji, stwierdza na łamach portalu dwutygodnik.com: „Zespół pojawił się zbyt późno, by jego członkowie mogli zostać pełnoetatowymi rzecznikami generacji X, a później byli za starzy, by generacja Y mogła w pełni im uwierzyć i identyfikować się z ich muzyką.” Niekoniecznie zgadzam się z tą tezą, bo większość osób urodzonych w latach 70. i 80. w kraju nad Wisłą karmiła się popkulturą poniewczasie i przywykły one do obcowania z treściami, które nie były dopasowane do wieku odbiorcy. Będąc dzieckiem grałem na klonie ośmiobitowej konsoli Nintendo (Pegasus) w gry z lat 80. i oglądałem w telewizji filmy (np. tzw. Megahity na Polsacie), które zachodnia publiczność widziała dużo wcześniej. To zapóźnienie w pewien sposób zostało uwypuklone na początku wyżej przywołanego utworu, który otwiera monolog z filmu Brudny Harry (1971): „But being as this is a 44 Magnum, the most powerful handgun in the world, and would blow your head clean off, you’ve got to ask yourself one question: Do I feel lucky? Well, do ya, punk?” Przykłady konsumpcji poniewczasie można by mnożyć. Przy okazji, ową zapóźnioną konsumpcję doskonale ilustruje film Fucking Åmål, wyreżyserowany przez Lukasa Moodyssona.

Appendixem dla debiutanckiego krążka CKOD był felieton Kuby Wandachowicza, który 5 września 2002 roku ukazał się w „Gazecie Wyborczej”. Myślę, że basista łódzkiego zespołu trafnie wypunktował problemy młodych ludzi w Polsce na początku XXI wieku i że ten ten tekst bardzo godnie się zestarzał. Sądzę, że artykuł zatytułowany Generacja Nic mógł być pokoleniowym manifestem zarówno dla osób urodzonych w latach 70. i 80. – na przestrzeni dekady (relatywnie) niewiele zmieniła się rzeczywistość dla ludzi wkraczających w dojrzałość/dorosłość w naszym kraju; w moim przekonaniu dużo bardziej spektakularne zmiany dla ludzi w Polsce przyniosły dwie kolejne dekady.

Rajnerowicz w cytowanej już wyżej Dyskotece Zagłady pisze, że chłopcy z CKOD „tworzyli muzykę dla pokolenia, które istniało tylko i wyłącznie w ich wyobraźni”. No cóż, znów nie mogę się zgodzić, bo owe pokolenie istniało również w mojej wyobraźni. Kiedy Krzysiek Ostrowski wykrzykiwał litanię pragnień z utworu Kręcimy się w kółko („Chcemy nowych piosenek / Chcemy nowego życia / Chcemy nowej miłości / Chcemy nowych miejsc / Chcemy nowych narkotyków / Chcemy nowych idei / Chcemy nowej telewizji / Chcemy nowych książek / Chcemy nowej muzyki / Chcemy nowej wojny”), mocno identyfikowałem się ze zbiorowym podmiotem lirycznym.

Butelki z benzyną i kamienie trafiły do mainstreamu za sprawą polskiego serialu Oficer (reż. Maciej Dejczer). Chłopaki z CKOD w łobuzerskim stylu zaczęli zdobywać popularność. Opinie dziennikarzy okazały się ostentacyjnie spolaryzowane, być może na potrzebę medialnej dyskusji. Nie bez kozery przywołałem film Moodyssona. Słyszałem Capitalism Stole My Virginity zanim poznałem CKOD i chętniej przeczytałbym porównania twórczości łódzkich muzyków z twórczością formacji T(I)NC, pochodzącej ze szwedzkiego miasta Umeå. Pisząc teraz niniejszy tekst mocuję się z nachodzącymi mnie widmami przeszłości. Napomknąłem o tym pokrótce na Twitterze:

Byłem nastolatkiem, który bardzo często się śmiał, ale rzadko się uśmiechał. To według mnie symptom przytłoczenia rzeczywistością lat 90.; taka postawa nie była jakoś specjalnie wyjątkowa. Metafrazując słowa z utworu innej łódzkiej kapeli: ludzkość wydała na świat mnóstwo takich jak ja. Wróćmy do CKOD i ich „rekomendacji” z utworu Niewarto:

Uśmiechać się rzadko, a śmiać się co chwila

Każdego wyzywać od chuja, debila

Nihilistyczne fantazje bywają trudne do interpretacji. Przekonałem się o tym chyba po lekturze Tajnego Agenta Conrada. Wspomniana książka oparta jest na autentycznych zdarzeniach z 15 lutego 1894 roku – reperkusjach wybuchu bomby w parku otaczającym królewskie obserwatorium w Greenwich. Być może to skojarzenie istnieje tylko i wyłącznie w mojej wyobraźni.

Debiutancki krążek CKOD to dla mnie nie tylko ścieżka dźwiękowa z czasu młodości. Ten nostalgiczny aspekt ma oczywiście niebagatelne znacznie. Przy utworze Radio miłość pierwszy raz paliłem wiadomo-co przy użyciu długopisu, plastikowej butelki i wiadra z wodą. Nauka fizyki nie poszła w las (zanim „walenie wiadra” stało się modne). Szkoda, że nikt tego nie sfilmował, byłoby to wspaniałe show.

Karmienie hedonizmu i ćwiczenie w wannie swojej śmierci po to, by później przekupić Śmierć, może być nieczytelne dla osób, które wierzą w jedyne słuszne interpretacje. Zespół Cool Kids of Death nauczył mnie, by nosić wysoko głowę i że nie istnieje tajny kod dla wszechświata.

Nie wiem po co, nie wiem kiedy, nie wiem dokąd

Sam już nie wiem czego bać się, z czego śmiać

Ale proszę głowę swoją noś wysoko

A ja zawsze też przy tobie będę stać

Cool Kids of Death – album cover
Klikając w nazwę kategorii możesz sprawdzić inne artykuły, które do niej należą:
Poprzedni artykuł
Następny artykuł

2 KOMENTARZE

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj