Kwartet wyglądający przez okno, zapętlenie melancholijnego piórkowania strun elektro-akustycznej gitary i dwa „frontalne” wersy rozpoczynające się od „when…” zazwyczaj nie wróżą niczego dobrego, jednak dzięki temu krążkowi zespół Roba Thomasa po raz pierwszy wspiął się na szczyt zwany Billboard 200. North to czwarty longplay w dorobku Matchbox Twenty. Album ten, tak jak trzy poprzednie płyty amerykańskiej formacji, został wyprodukowany przez Matta Serletica (znanego głównie ze współpracy z artystami wydawanymi przez Atlantic Records, m.in. z Collective Soul, Stacie Orrico i Blessid Union of Souls, a także z Joe’em Cockerem przy jego dwudziestym drugim studyjnym krążku zatytułowanym Hard Knocks). Fani Matchbox Twenty czekali na tę płytę całą dekadę.
Parade, utwór otwierający najnowsze dzieło Thomasa i jego pop-rockowej spółki, zaczyna się kilkukrotnie powtórzonym plumkaniem gitary, które po piętnastu sekundach zostaje uzupełnione gładkim-jak-zawsze śpiewem frontmana Matchbox Twenty. Po zakończeniu pierwszej zwrotki, do rytmicznej gitary i wokalu dochodzi perkusja i szept basu, a w międzyczasie pojawiają się jeszcze easy-listeningowe smyczki, które – choć rozumiem zabieg „narastania”, stosowany choćby w poezji – są według mnie aranżacyjnym nieporozumieniem, a właściwie katastrofą, która niweczy wszystko, co w tym utworze mogłoby się podobać (choćby niezłą solówkę, która pojawia się w trzeciej minucie). Zdaję sobie sprawę z tego, że niektórzy przepadają, na przykład, za słonymi lub pikantnymi potrawami, nie znam natomiast nikogo, kto lubiłby borowikową zupę z truskawkami, tuńczykiem i cynamonem. Wracając z kulinarnej dygresji, kompozycja ta mogłaby być muzycznym tłem dla retrospektywnych rozważań wrażliwego bohatera jakiegoś hollywoodzkiego blockbustera, zwłaszcza że towarzyszą jej nieco wyświechtane, wyliczankowe i przesentymentalizowane frazy pokroju „i dni nie różnią się od siebie”[1] lub „i wszystkie gwiazdy błyszczą jakby miały zgasnąć”[2]. Po nie najszczęśliwszym początku Matchbox Twenty raczą nas potwornie radiowym She’s So Mean, który ma coś w sobie, mimo tego, że kojarzy mi się z jakąś dojrzalszą/grzeczniejszą, funkującą wersją Fall Out Boy i że maniera wokalna Roba Thomasa przypomina mi styl Chada Kroegera z Nickelback. Utwór opowiada o wrednej dziewczynie, którą podmiot liryczny mimo wszystko akceptuje: „masz przez nią klapki na oczach, ale to ci nie przeszkadza”[3]; nie dziwie się, że ów utwór został wybrany na pierwszego singla promującego North. Następny numer z czwartego krążka MB20, który trafił do rozgłośni radiowych to quasi-grunge-power-popowa ballada o miłości, stylizowana na lata 90’, którą mogłoby nagrać chociażby Goo Goo Dolls lub 3 Doors Down. Thomas wdzięcznie wyśpiewuje zdania takie jak „chciałbym wyjawić ci tajemnice, których nikt nie zna”[4], a w tle słyszymy akustyczną gitarę, pianino oraz trochę leniwej i subtelnej elektroniki. Wszystko to zlewa się w nico patetyczny kicz, który może się jednak podobać. Nomen omen dyskotekowy Put Your Hands Up to, w moim przekonaniu, pudełkowo-zapałkowa wersja znanego przeboju Erica Prydza (Call On Me). Groove, beaty, scratching, sample i loopy – czego tam nie ma! Po usłyszeniu słów „zostaw swoje serce na parkiecie”[5], nie mogłem nie odejść od komputerowej klawiatury (na której wystukiwałem niniejszy tekst) i powstrzymać się od tańca z wyciągniętymi w górę rękoma. W Our Song Rob śpiewa: „czuję to tak silnie, to może być nasza piosenka”[6], a mnie wydaje się, że florydczycy skradli ów – skądinąd całkiem przyjemny – utwór swoim młodszym kolegom z Panic! at the Disco. I will jest według mnie, zarówno w warstwie melodycznej jak i tekstowej, jeszcze bardziej ckliwa niż Prade. Gitarowe akordy, pianinowe pasaże, szczypty smyczków, łzawe marzenia, rzewny płacz i nieuniknione przemijanie… zdania „weź cząstkę mnie i zawieś ją tam gdzie śnisz”[7] nie powstydziłby się chyba nawet wieszcz Coelho. Słuchając English Town doszedłem do wniosku, że jest to modelowy przykład przeprodukowania piosenki (choć może wydawać się ona całkiem „przemyślana”, to przypomina mi upadek artystyczny cenionego przeze mnie Patricka Wolfa) i że Matchbox Twenty lubują się we wszelkich „la-la-la-la-la-la” i „oh-oh-oh-oh-oh-oh” – tego typu zaśpiewów jest na North naprawdę sporo, można więc wysnuć wniosek, że zespół podczas pracy w studiu myślał o trasie koncertowej. Słuchając How Long zadawałem sobie pytanie „no właśnie, jak długo?”. Pieśń ta ciągnie się jak guma do żucia, a wrażenie to potęgują bezsensowne muzyczne ozdobniki. Radio będzie moim zdaniem trzecim singlem z North – to nieco wygładzone rockabilly/rock & roll, upstrzone dęciakami i podszyte urokliwie tanecznym rytmem. Jedynie sztampowe refreny psują ten wcale niekiepski kawałek. Trzy ostatnie utwory są moim zdaniem trefnymi wypełniaczami: melodramatyczne The Way, w którym fani MB20 doszukują się emocji związanych z odejściem Adama Gaynora z zespołu w 2005 roku; nużące pluszową elektroniką Like Sugar i emfatyczno-moralizatorskie Sleeping at the Wheel z marszowymi werblami w tle.
Choć Matchbox Twenty to nie moja bajka, to ich najnowsze muzyczne dokonanie może spodobać się sympatykom tego typu grania. Zespół Roba Thomasa po dziesięciu latach nieobecności (co prawda w 2007 nagrali 7 ówcześnie premierowych utworów na kompilację zatytułowaną Exile on Mainstream, jednak tego typu wydawnictw nie traktuje się jako powrotów par excellence) proponuje swoim odbiorcom różnorodny materiał nawiązujący do ich wcześniejszej estetyki. Dla mnie North okazało się niezobowiązującą „muzyczną kochanką”, z którą spędziłem dwa wieczory i – choć pewnie najnowsze utwory zespołu z Orlando nie zagoszczą na moich osobistych playlistach – nie uważam tego czasu za stracony.
___________________________________________
[1] and the days are all the same
[2] and all stars are just a flicker
[3] make you so blind, but you don’t mind
[4] I would tell you secrets nobody knows
[5] leave your heart out on the dance floor
[6] the feeling is so strong, this can be our song
[7] Take a little piece of me, hang it by the place you sleep
Powyższą recenzję napisałem we wrześniu 2012 r. i pierwotnie była opublikowana na (nieistniejącym już) portalu StacjaKultura.pl. Tytuł „Kochanka z północy” pochodzi od redakcji.