Witaj na moim osobistym blogu o kulturze mniej lub bardziej popularnej. Wolę życie na miarę literatury, niż egzystencję wartościowaną lajkami. Gry wideo jarają mnie już ponad trzy dekady. Więcej o mnie możesz dowiedzieć się po kliknięciu w czwartą pozycję z menu.

Piosenki utraconego świata

Czternasty album the Cure jawi mi się jako transgresyjny spektakl. Każdy, kto postrzega siebie jako czyjegoś fana lub fankę, rozumie chyba, że w „kulturze fanowskiej” nie chodzi o samo dzieło, w tym przypadku o muzykę. Na Songs of a Lost World czekałem szesnaście lat, bo tyle czasu minęło od wydania poprzedniego, studyjnego krążka Brytyjczyków. Innymi słowy, od premiery 4:13 Dream, minęło 43% czasu mojego życia. Zegar tyka, a czas nie jest z gumy. Każdy z nas ma do dyspozycji tylko dwadzieścia cztery godziny w ciągu doby i każdy decyduje jak chce je spożytkować. Szesnaście lat temu nie umiałem jeszcze za bardzo operować słowem, ale popełniłem wówczas recenzję wspomnianej płyty the Cure (możesz ją przeczytać pod tym linkiem). Uwielbiam ten zespół od pierwszego zetknięcia się z jego muzyką, ale nie pamiętam, który utwór Kjurów usłyszałem jako pierwszy (zgaduję, że Boys Don’t Cry).

Chwilę po premierze „piosenek utraconego świata” kurtuazyjnie napomknąłem na Threads, że skrobnę coś o Songs of a Lost World:

Post by @kamilszkup
View on Threads

Alone

Songs of a Lost World zaczyna się jak na the Cure przystało przewrotnie. W post-rockowej inwokacji słyszmy o końcu każdej piosenki, którą śpiewa Robert, którą śpiewamy my, sami lub wraz z nim („This is the end of every song that we sing”). Lider zespołu miał podobno problem ze znalezieniem odpowiedniego imaginarium do tekstu Alone, ostatecznie zainspirował go wiersz Dregs autorstwa Ernesta Dowsona. Samotność z tej piosenki wgniata i skłania do refleksji nad tym wgnieceniem, bo przecież każdy odczuwa czasem nieprzyjemność samotności i każdy powinien nauczyć się jak tę swoją samotność oswajać i okiełznać. Zapętlone „Where did it go?” i melodyczne zapętlenia tworzą niesamowitą aurę, aurę stanu, kiedy obok nie ma nikogo lub kiedy obok nie ma „tego kogoś”. Być może utwór ten najbardziej opowiada o samotności, którą odczuwa się będąc wśród ludzi? Nie wiem, ale jestem przekonany, że uniwersalność tej piosenki jest w pewien sposób porażająca.

And Nothing Is Forever

To powoli rozwijająca się ballada, która rozpoczyna się dyskretną melodią wygrywaną na klawiszach. Utwór stopniowo przekształca się w dźwiękowy pejzaż, namalowany eterycznymi smyczkami i przesterowanymi gitarami. Pejzaż ten sprawia, że emocjonaly ciężar nabiera masy, a ja czuję, że chodzi tu o oczekiwanie. Wokal Roberta jest już ponadczasowy i gdy tylko wyłania się spomiędzy gąszczu onirycznego instrumentarium, zabiera nas w powietrze. Wysoko. Warstwa liryczna And Nothing Is Forever traktuje o miłości, ulotności i utracie. Mamy tu do czynienia z opowieścią o obietnicy złożonej ukochanej osobie, która umiera. Osobisty i uniwersalny zarazem jest tekst tej piosenki. Kiedy słyszę wersy „Promise you’ll be with me in the end / say we’ll be together and that you won’t forget” to przeszywa mnie głębokie poczucie tęsknoty. Melancholijne piękno miesza się tu z niepokornym niepokojem.

A Fragile Thing

Robert stwierdził w jednym z wywiadów1, że A Fragile Thing jest o tym, iż miłość to zarazem najtrwalsze i niesamowicie „kruche” uczucie. Nieco trudno przetłumaczyć ową „kruchość”, bo angielskie słowo „fragile” ma nieco inne konotacje (słowo to często zobaczyć można na paczkach, z którymi należy się delikatnie obchodzić). Frontman Kjurów dodał, że ów utwór nie jest piosenką miłosną w taki sposób, w jaki jest nią Lovesong z 1989 roku. Czasami czujemy, że grozi nam zniszczenie czegoś, a jednak wiemy, że nie można tego zniszczyć, że się po prostu nie da. Napomknę, że pięknie śpiewa o tym Kasia Lins w piosence Miłość się nie kończy. Robert zdradził również, że pierwotnie piosenka miała nazywać się „Kill The Sun” i była zupełnie inna, ale przekształciła się w tę, która koniec końców trafiła na album. Smith wyjaśnił, że starał się zachować „uniwersalny” wydźwięk wszystkich utworów z płyty Songs of a Lost World: „chociaż większość [tych] piosenek jest bardzo osobista, to nie są one o rzeczach, które przytrafiają się tylko mnie”. A Fragile Thing jest również o tym, że nie możemy sprostać swoim wyobrażeniom siebie. Inspiracją do napisania tej piosenki było także… rozczarowanie samym sobą. Tekst piosenki napędzany jest trudnościami, z którymi się mierzymy, wybierając między wzajemnie wykluczającymi się potrzebami oraz tym, w jaki sposób radzimy sobie z żalem, który może następować po dokonaniu ważnych wyborów, niezależnie od tego, jak pewni jesteśmy, że dokonane wybory były właściwe.

Warsong

Na początku słyszymy syntezatorowe klawisze, które kreują i podtrzymują hauntologiczną (nawiedzającą i nawarstwiającą znaczenia) atmosferę. Dźwięki tych klawiszy poprzeplatane są wymownym szarpaniem strun. Riffy wypełniają tło, tworzą tzw. scenę. Instrumentalna tkanina przypomina ścianę dźwięku znaną z muzyki określanej mianem shoegaze. Przekaz wydaje się jasny. Paradoksalnie, bo chodzi o mrok. Powtarzanie frazy „urodziliśmy się do wojny” służy jako quasi-refren, podkreśla dramat nieuchronności przed konfliktem. Utwór odczytuję jako introspekcję na temat opłakanej kondycji człowieczeństwa. Tekst Warsong interpretuję też jako próbę zilustrowania wewnętrznych zmagań walki z samym sobą i daremność w poszukiwaniu… ulgi? Pokoju? Mamy tu „gorzkie końce” i „żałosne nadzieje”, które towarzyszą naszym doświadczeniom. Ostatnio chyba nikt tak pięknie nie śpiewał o wojnie. Czy pamiętasz jak o wojnie śpiewała Sinéad O’Connor? Jeśli nie, to posłuchaj jej trzech utworów: Drink Before the War, Troy oraz War.

Drone:Nodrone

The Cure zapowiedzieli Drone:Nodrone tydzień przed wydaniem albumu, udostępniając krótki klip za pośrednictwem WhatsAppa. Znak naszych czasów? Nostalgia łączy się w tym kawałku z pędem ku przyszłości. Retrotopia przecina utopię. Mamy tu energetyzujący i poszarpany rytm oraz „klasyczne” wibracje the Cure. Głęboka i tłusta linia basu. Post-punkowy, czy też zimnofalowy rdzeń wzbogacony został nowoczesnymi akcentami. Drone:Nodrone łączy znaną wszystkim fanom energię (z piosenek takich jak np. Killing an Arab lub One Hundred Years) z zaraźliwym groovem alternowoczesności (TO NIE POSTMODERNIZM!). Z tekstu zieją egzystencjalne pytania i dezorientacja (myślę, że tak, ale może nie). Ta piosenka jest o tzw. odklejce i o poranionej tożsamości. O oderwaniu od rzeczywistości. O wewnętrznych zamętach. O utracie kontaktu z bazą.

I Can Never Say Goodbye

Utwór rozpoczyna się ponuro. Sugestywne, ale delikatne i wyważone akordy fortepianu przygotowują grunt pod melancholijną eksplorację rozpaczy, utraty i żalu. Robert mierzy się w tej piosence ze śmiercią swojego brata. Wokal jest surowy, melodia… funeralna. Niektóre linijki tekstu walą w głowę jak obuch. Kiedy słyszę „Thunder rolling in to drown / November moon in cold black rain” już wiem, że będzie bolało, a gdy wybrzmiewają słowa „Something wicked this way comes / To steal away my brother’s life” to… brak mi słów. No ale przecież tyle osób ma mnie za poetę, więc wypadałoby znaleźć jakieś wyrazy, które opiszą to, co czuję. Powtarzanie frazy „I can never say goodbye” działa jak mantra. Piosenka jest świadectwem miłości i pamięci, dowodem na to, że ci, których cenimy i kochamy, pozostają z nami nawet po śmierci. Słowa „whispering his name” wtłaczają w tę piosenkę intymność, a refren wprowadza szekspirowską aluzję, wszak wersy „Something wicked this way comes / from out the cruel and treachous night” uosabiają śmierć jako okrutnego i zdradzieckiego złodzieja życia. Repetycja słów „Something wicked this way comes / I can never say goodbye” to wyraz niezdolności do zaakceptowania straty i… życia ze stratą. Nie da się prawdziwie pożegnać kogoś, kogo już z nami nie ma. Można w tej piosence odnaleźć okruchy optymizmu. Można ją odbierać jako twórczość katartyczną.

All I Ever Am

All I Ever Am wyróżniają gitarowe smugi (przywodzące na myśl My Bloody Valentine) i nowofalowa sekcja rytmiczna. Radosne intro kontrastuje z dalszą melancholią. Oszczędna perkusja jest wyraźna, podkreśla wypłowiałą melodię. Robert śpiewa o złożoności pamięci i eksploruje meandry swojej tożsamości, w której to eksploracji wybrzmiewają wyobrażenia przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. Smith zmaga się z ciężarem podjętych decyzji („choices made for sure / in ignorance of history”) i strachem przed tym, co przyniesie nowy dzień. Neurozę potęguje powtarzanie dwuwersu „All I ever am / Is somely never quite all I am now”. Czyżby na stacjach wyalienowania kartkował Sartre’a? Dynamika tej hipnotycznej kompozycji potrafi zaskoczyć i nie mam na myśli wyłącznie emocjonalnego crescendo.

Endsong

Równomierna i powściągliwa sekcja rytmiczna ostatniego utworu nadaje mu jakiejś kuriozalnej wzniosłości. Nakładające się na siebie warstwy instrumentacji kojarzą mi się z nurtem zwanym blackgaze i post-metalm dookreślanym słowami doom lub drone. Jest w tym brzmieniu jakiś industrialny sznyt pożeniony z gotykiem, jest też romansowanie z estetyką GY!BE. Wstęp tego ponaddziesięciominutowego utowru rozjeżdża jak walec. Wokalista zastanawia się nad upływem czasu i utratą nadziei. Metafory są sugestywne, obrazy krwistoczerwonego księżyca i zapomnianych snów odzwierciedlają chyba rozczarowanie kierunkiem, w którym podąża świat. Robert wspomnina oglądanie lądowania Apollo 11 na Księżycu. Widział je w towarzystwie ojca. Endsong opowiada o erozji optymizmu. Zwieńczenie utworu wydaje się być echem. Lider the Cure powtarza, że został sam z niczym („left alone with nothing”), a muzyka zanika w ciszy. It’s all gone, it’s all gone, nothing left of all I loved. Reszta jest milczeniem.

Kompozycja klamrowa

Songs of a Lost World uważam za najznakomitszy album mojego ukochanego zespołu. Nie mogę oderwać się od tych dźwięków. Nie umiem przestać myśleć o tych brzmieniach. Słyszę je we śnie. Piosenki utraconego świata uświadomiły mi, że może to być ostatni album the Cure i że może pęknąć mi serce (jeśli tak będzie). Robert Smith umie być nieszczęśliwy w ładny sposób i mam nadzieję, że dla części osób czytelna jest ta moja parafraza Stanisława Lema.2

  1. Mam na myśli wywiad dla NME, ale w kliku innych można znaleźć te same informacje podane w inny sposób. ↩︎
  2. S. Lem, Szpital przemienienia ↩︎

Klikając w nazwę kategorii możesz sprawdzić inne artykuły, które do niej należą:

7 KOMENTARZE

  1. Przyznam, że The Cure dla mnie było wcześniej mało znane. Dlatego: wpierw posłuchałem te kilka najważniejszych albumów. W skrócie: Faith – doomerstwo; Pornography – zwienczenie drogi, postpunkowosci i mroku, nowofalowa psychodela. Początek albumu był piękny, giatarowy jęk z bólu. Kawalkiem ktory najbardziej mi wszedl w pamięć, to chyba „A short time effect”, powtarzalne rytmy. Dziś Figurehead świeci mi, ale przedłem „całą” drogę, a do tego wrocimy.

    Jakiś ten akapit łopatologicznie nowofalowy, co nie? No, gosc ktory go pisał, ogluszał cały świat chaosem Swans. Industrial z religijnością. Ale to nie wzięło się z nikąd – „kulturowi introwertycy” doprowadzali mnie do szału. Nie umiałem mowic z nimi o muzyce, oni zawsze albo mieli te jedną nawiedzoną pannice, albo ten jeden koncert zyciu, zawsze głębiej niż Ja. Wzmagało to moją radykalizację w kierunku muzyki-opowieści, jak rock progresywny lub muzyki totalnej, czyli Swans. Radiohead z siebie wyparłem wewnętrznym Piotrem, trzy razy kogut Thoma z Yorku piał, a ja go wymieniłem na soundtrack do filmu „There will be blood” – oo, to jest radioheadowosc kompozytarska gitarzysty z tegoż zespolu, ale bez uczuciątek! I smutnych komputerów. Koniec jęczenia, koniec Fruszanta z RCHP, który nie jest odklejony jak kiedyś, nie mówi o Bachu i Bowiem, ale medytuje. Spieprzajcie. Wy i wasza samorealizacja…

    No i teraz tak. Head on The Door,Mozna wysluchac, acz „Close to me” brzmi jak z reklamy yt, której nie możesz przeklikać. Przychodzi czas na Disintegration. „Plainsong” Cukier. Jakieś ślizganie się po gitarze leniwe, jakby ktos leżał na łóżku i mu się nie chciało. Twin-peaks pomieszany z hospitalizacją. Drugi kawalek pop song. Znów się ślizga po gryfie. Spieprzaj Pan, też tak umiem. [xD\

    No i wlasnie – ostatni album przed moim wyjazdem na wieś – „Piosenki utraconego świata”. Pierwsze świtania w głowie, o co może chodzić w The Cure. Nadal jednak lubie te piosenki „mocne”, jęk – nie jęczenie. „Warsong” lubiłem, „Endsong”, no ale wciska się Alone, którego Twin-peaksowo-hospitalność trochę łatwiej trafia niż „Plainsong”, jest więcej gruzu.

    No i ląduje w moim „rodzinnym” powiecie. Jadę starym PKS-em na przystanek w jednej z pobliskich, lecz dalekich wsi. Mama przychodzi. Idziemy przez las. W grudniu, bo nie chcę się rzucać w oczy ludziom z wiosek (tak jakbym zakładał, że ciągle siedzą na przystankach i jedzą maczugi, zbierają rollery). Idziemy przez las, pijani od braku słów, wsłuchuję się raz w to, co mówi, raz uważam, by nie wjechać na rowerem, na którym jest walizka. w błoto. Czasami rower oddaje by zrobić zdjęcia:

    https://drive.google.com/file/d/1-GL-_b2siBgzHXogqI_P62UaBgGewRlC/view?usp=sharing, https://drive.google.com/file/d/1xvDvnFCGN6plTAhE3z2u3N5POpCadBtu/view?usp=sharing

    Jeden staw pozostał. Drugi, którego nie fotografowałem, był zarośnięty, wysuszony. Nawet nie wiedziałem o tym. Zatopiono tam kiedyś policjanta swoją drogą, lecz ja przez większość dzieciństwa przychodziłem tam, jak gdyby nigdy nic. To byl bardziej przyjazny staw dla mnie z jakiegoś powodu. Tak czy inaczej, wracam do domu:

    https://drive.google.com/file/d/13QKVlG8x22H5J84Dqf_MKSeISIN1fJPV/view?usp=sharing
    Wita mnie miś, którego mama dostała z rok czy dwa lata wcześniej w prezencie, a znajduje się w moim pokoju Będzie ogrzewał moje plecy. Piece wymagają ciągłego dokładania. Miś jest duchem, nie mogę go łatwo „znostalgiować”, bo pojawił się jako symbol-ogrzewacz (oczywiście parę swoich rzeczy spotkalem, ale bez nostalgii poprzedniego pobytu):

    „And the stars grown dim with tears / Cold and afraid /The ghosts of all that we’ve been / We toast with bitter dregs”.

    W drugiej piosence: „And nothing is forever’ jest dobry fragment „my world is growing old”, nie po prostu on, ale jego świat. Miś nie jest symbolem dzieciństwa, ani doroslosci. Raczej: bezradności. Bycia przy kimś, może przy czymś. Bardzo ładny początek i koniec. Jak z melodramatycznego anime (w dobrym guście jednak). Kolejne: „A fragile thing” – przy kazdym odsluchu lepiej wpada. Jeszcze przy przedostatnim był to dla mnie przerywnik, a teraz dobrze buja do pisania. xD 4. Warsong wprowadza troche edgy klimatu, też potrzebnego i sensownego w większej całości:

    „I want your death, you want my life/ For we are born to war”

    Zza zasłony duchów wyłaniają się żywioły: „”Na początku słyszymy syntezatorowe klawisze, które kreują i podtrzymują hauntologiczną (nawiedzającą i nawarstwiającą znaczenia) atmosferę. Dźwięki tych klawiszy poprzeplatane są wymownym szarpaniem strun. Riffy wypełniają tło, tworzą tzw. scenę. Instrumentalna tkanina przypomina ścianę dźwięku znaną z muzyki określanej mianem shoegaze”.

    Następnie kawałek drone’owy:
    „Drone:Nodrone łączy znaną wszystkim fanom energię (z piosenek takich jak np. Killing an Arab lub One Hundred Years) z zaraźliwym groovem alternowoczesności (TO NIE POSTMODERNIZM!)”

    Odnośnie alternowoczesności
    //Rzecz-pospolitą należy traktować przede wszystkim jako próbę nakreślenia takiej perspektywy historycznej, w której to produktywny potencjał tkwiący w stosunkach społecznych, a nie ujarzmiający go kapitał wyznacza stawki polityki.//

    Ale też ten potencjał niezrozumienia i żywiołów. Np. mama wskazuje mi 4 miejsca. Ja czekam dalej na informacje. Pytam się: „o co chodzi?”. Dostaję ironię: „Będziesz kładł skrzynki [z drzewem] w piramidę?”. Ona myśli na sposób visual thinking, ja instrukcjami, patternami, narracjami. Jest miejsce? Cóż, takowe jest w przestrzeni logicznej, zmienna zdaniowa czekają ca na wypełnienie. Nie połącze tych miejsc z tym, że idziemy po drzewo. xD

    „Negri przekonuje, że Heglowska dialektyka pozbawia praktykę konstytuującej mocy przez osadzenie jej w tak rozumianym porządku ekspresji; porządku, który zawsze odsyła na zewnątrz, gdy chodzi o wyjaśnienie, skąd bierze się jej obowiązywalność. „Wraz z Heglem to, co nowoczesne, staje się znakiem dominacji porządku transcendentalnego nad mocą, ciągłą próbą zorganizowania mocy na sposób funkcjonalny – za sprawą instrumentalnej racjonalności władzy”, pisał Negri w kontekście anty-nowoczesności Spinozy ((Zob. A. Negri, Spinoza’s Anti-Modernity, [w:] A. Negri, Subversive Spinoza, tłum. T.S. Murphy, Manchester-New York 2004, s. 83. )).”

    Jak dostrzegać różne sposoby konceptualizacji-widzenia-wizualizacji świata i nie redukować je ani do widzenia matematyczno-logicznego (Wittgenstein), ani linearnego (szkółka). Owszem, funkcjonalnie jest wytlumaczyc swoje rozne nastawienia i widzenia i slyszenia, lecz wpierw trzeba zobaczyć je… w konflikcie. Niestety, to jest ten Hobbesowski wątek, który mnie prześladuje. Jak stworzyć pewne dorazne reguly, ktore pozwalają komunikować się ludzmi z roznych bajek, czasami wychylają się na korzyść czyjegoś widzenia, ale nie ustalają porządku na wieki wieków? Jak zrobić, żeby np. zrozumieć ludzi, gdy mówią: „musisz sam brać w łapy i się interesować!”, a jednoczesnie tłumaczyć, ze wlasnie to, co rozpala czyiś umysl, to wlasnie koncepcja, plan, a niekoniecznie łapnie przedmiotow i majsterkowanie z nimi. Że umysłów jest wiele. To nie jest przekreslenie nowoczesności, do pewne skoki wstecz: ja np. zadałem sobie bezuzyteczne pytanie: „jak zrobić heglowskiego spinoze?”

    //And all, „Could be a case of me misplacing my identity?” Yeah, all, „Don’t know, I really don’t” And all, „Think so, but maybe not” And all, „I guess it’s more or less And all, „I guess it’s more or less like ending up as nobody?”

    Podtrzymywanie idendity „bycia zainteresowanym życiem” przez mamę, jest jak podtrzymywanie wioskowego idendity. A ja znowuż mógłbym podtrzymywac wioskowy, gdybym się uparł, że w stuprocentach miejskie sposoby są sprawniejsze w kazdej sytuacji. Co ciekawe – trochę bym wszedł w linear thinking sam będąc pattern thinking. Zgaslajtowałbym sam siebie. Tak, jak mama gaslajtuje sama siebie wymagając od siebie i innych tego „entuzjazmu”, ktory sama nie do konca ma. A moze by cos porobic doomersko? Jak mieszczuchy roszczeniowe w sklepach Żabki? Mama więc wypada latwo z tego fikcjowanego entuzjazmu inno-nastawienia w pierwotny strach włączający się w religijność apokaliptyczną, dodatkowo pomalowany na amerykanski korpo-uśmiechnięty post-protestantyzm, bo świadkowie Jehowy dotarli na ten koniec świata. Szkoda, że oprocz Eli Sunday nie dotarł także Daniel Plainview, było by troche więcej bogactwa, a i tak tu zbrodnie były bez Daniela.

    „I’m breaking up again, I feel it in the air I’m really not sure what to say I don’t remember being there at all Yeah, I know, there’s no question that I was But the answers that I have Are not the answers that you want”

    refren powtorzony zmienia „discplacing my idendity” na „displacing my reality.”
    „I lose my reason when I fall through the door Endless black night lost in looking for more At least I know now how I lose it before One last shot”

    Zgubil „reason”, moze swoją „reality” i swoją „idendity”, ale moze zyskuje swiat-jako-taki? Albo to, co wypycha, dezorganizuje, wobec czego trzeba mocy, a na koncu: funkcjonalnego myślenia, nie gubiąc tych poprzednich ogniw praktyki?

    No i poza tym – bas jest tłusty. xD

    6. I can never say goodbye:

    „Thunder rolling in to drown November moon in cold black rain This lightning splits the sky apart And whispering his name He has to wake up Love slipping away Hear the bells beyond the sea It’s almost too late Shadows growing closer now And there is nowhere left to hide And I can’t wake this dreamless sleep However hard I try I’m down on my knees And empty inside // Something wicked this way comes From out the cruel and treacherous night Something wicked this way comes To steal away my brother’s lifе Something wicked this way comes I can nеver say goodbye”

    Dofanfickuje ten frament. dofanficuje ten fragment: „Something wicked this way comes From out the cruel and treacherous night „–> Z okrutnej i ZDRADLIWEJ nocy – Kain. Ten tekst sie jakis loveraftowy zrobił : „Love slipping away Hear the bells beyond the sea It’s almost too late Shadows growing closer now”.

    U Prokopiuka jest pojęcie Kainitów i Abelitów. Ci drudzy czują się jakby „nie z tego miejsca”, są wzywani „przez cos”. Tymczasem Kain był pierwszym nowoczesnym.
    W 5 kawalku: //Endless black night lost in looking for more//

    Kain szukal więcej, zalozyl pierwsze miasto na ziemi, byl pierwszym nowoczesnym.

    „Robert mierzy się w tej piosence ze śmiercią swojego brata. Wokal jest surowy, melodia… funeralna. ” // Smith wyjaśnił, że starał się zachować „uniwersalny” wydźwięk wszystkich utworów z płyty Songs of a Lost World: „chociaż większość [tych] piosenek jest bardzo osobista, to nie są one o rzeczach, które przytrafiają się tylko mnie”. –> Nie chodzi mi teraz makabryczne wskazywanie, że Robert był Kainem i w nocy zapomnienia zapomniał-mordował swojego brata, bo to too much odklejka nawet na mnie. xD Chcę delikatnie (cos mi nie wyszlo xD) wskazać na to, że jest wyczuwalne napiecie miedzy postawą wdziecznosci Abla i poczucia niewdzięcznosci (I can never say goodbye, moze: nigdy nie powiedzialem tego wdzięcznego prawdziwego pożegnania) i postawą rywalizacji, poszukiwan Kaina z „Warsong”. Ten album to uniwersalna opowieść o czlowieczenstwie i możliwych życiowych postawach.

    Generalnie intro klawiszowe spokojne bardzo fajne w tej piosence, nie od razu mnie ta piosenka wziela, troche te klawisze są dla mnie jak… pourywane krople deszczu? jak gdyby ktos kropil ale nie na raz, a potem w 1:13 deszcz zaczyna gestniec.

    6. All I ever man
    Nie jest jakies muzycznie wybijajace sie, ale za to cos nowego z tekstu sie ukruszylo:
    „And all for fear of what I’ll find If I just stop and empty out my mind Of all the ghosts and all the dreams All I hold to in belief That all I ever am Is somehow never quite all I am now”

    Obsesja podmiotowości jako czegoś niezmiennego w czasie.

    „Czyżby na stacjach wyalienowania kartkował Sartre’a? Dynamika tej hipnotycznej kompozycji potrafi zaskoczyć i nie mam na myśli wyłącznie emocjonalnego crescendo.”

    A może jest po prostu Alienem-Obcym-Abelitą? Jak zwał, tak zwał. Piekło to Inni, a Obcy to nie są Inni? To zdolność opowieściowania, badawcza dyrektywa tworząca dwa światy: Idee i konkrety oraz Podmiot i Zewnętrze. I czemu siebie katować?

    Robert Smith jest na tyle uczciwym artystą, ze pokazuje nam narzędzie, w jaki sposob moze nie tylko umrzec, ale mozemy rozprawic sie z jego Yokai-introwertykiem i isc ku nowej problematyce, nie tylko uczuciom, ale wyczuciom, wczuciom, przeczuciom – i widac, ze robert smith widzi, ze jest tych fenomenow wiecej, nizli w uprawianym przez siebie gatunku „muzyki dla introwertyków”.

    Ale czy to „nowa problematyka”? A może już melodia przez niego podjęta?

    Plainsong:
    https://www.youtube.com/watch?v=vb59lMEtHL4

    „And it’s so cold, it’s like the cold if you were dead” Then you smiled for a second”

    To jest steatralizowana, poetycka, nastrojowa, narracyjna muzyka „dla introwertykow od uczuć”. Kojąca, kurująca sprzeczność.

    //
    Czym są kryteria? Tym razem nie są to słowa-worki. To narzędzia. Jeżeli grasz w giga kompetetywną grę, trzeba być inteligentnie aktywnym. Kolekcjoner CN mówi, że są gry z gatunku „symulator chodzenia”, które wciągają go tylko wtedy, gdy jest chory. Lecz gdy słuchasz The Cure, nie możesz podstawić tego samego kryterium. Co najwyzej kryterium-kontrastowe: musisz być inteligentnie pasywnym w odpowiednim czasie i nie-miejscu. Nagle czujesz mrok Disintegration i Songs of a last world, to jak hauntologiczne nie-miejsce, z Misiami, których nie pamietasz, ale są ci znajome oraz z wszechosaczającym mrozem, i dawką uśmierzacza, ale nie w usypiającej dawce. Dalej czujesz, dalej chciałbyś wstać, choć nie masz mocy.

  2. nie-miejsce z Misiami, których nie pamietasz –> bez przecinka dynamika by była większa xD

    Mozna porownac:
    /nie-miejsce
    z Misiami, których nie pamiętasz/

    z:
    /
    nie-miejsca z Misiami,
    których nie pamiętasz/

    To drugie nie rozdziela tak sztucznie kulturoznawczo nie-miejsca i Misiów, a dodatkowo „nie pamiętanie” jest akcentowane w drugim wersie.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj