Apology for Understatement (John Wain)
Forgive me that I pitch your praise too low.
Such reticence my reverence demands,
For silence falls with laying on of hands.
Forgive me that my words come thin and slow.
This could not be a time for eloquence,
For silence falls with healing of the sense.
We only utter what we lightly know.
And it is rather that my love knows me.
It is that your perfection set me free.
Verse is dressed up that has nowhere to go,
You took away my glibness with my fear.
Forgive me that I stand in silence here.
It is not words could pay you what I owe.
Nadzieją jest to, co obrasta w piórka (Emily Dickinson)
Nadzieją jest to, co obrasta w piórka
i przysiada na krawędzi jaźni
– i nuci krzepiące melodie
– bez słów i bez przystanków…
Najsłodziej brzmi wśród zawieruch
– nie płoszą jej serie ulew
i frunie na małych skrzydłach
– tak ciepło przy niej się czuję…
Zza oceanów obcości, przez skute
lodem powierzchnie i – ze skrajności
w skrajność – nawet gdy głoduje,
nie wydziobie mi choćby okruszka.
Powyższy wiersz to moje tłumaczenie wiersza „Hope” is the thing with feathers.
„Hope” is the thing with feathers —
That perches in the soul —
And sings the tune without the words —
And never stops — at all —
And sweetest — in the Gale — is heard —
And sore must be the storm —
That could abash the little Bird
That kept so many warm —
I’ve heard it in the chillest land —
And on the strangest Sea —
Yet — never — in Extremity,
It asked a crumb — of me.
Symulacja roju (Adrianne Lenker)
Próba wyjaśnienia (Urszula Kozioł)
Jak wypowiadać, skoro nie słowami
pochłaniam życie.
Wielomowny jest język wewnętrzny
i równoległymi strumieniami płynie obszerniej
i w jednoczesności,
źródła skojarzeń są przenośną klamrą,
co spina w całość bliskie z oddalonym.
Bełkotliwy się zdaje być ów ciemny strumień,
przecież pochwytny w migotliwej gamie,
jest pojętny dla zmysłów zrównouprawnionych.
Takim go wolę.
Zatem nie dla siebie
pragnę słowami wymówić milczenie.
Czy wypowiadać to wstrzymywać zwiewne
dając mu pozór ruchu?
Brać pojedyncze z wielości, wybierać
z pulsującego podłoża, z otoczki
przysługującej czemuś wydłubywać
coś i mozolnie zestawiać z czym innym,
splatać trzy po trzy z potrzeby zdziwienia?
Czy wiersz napisać to uśmiercać żywą
tkankę sposobnej chwili i być w zmowie
ze samym sobą, zaczajonym w sobie
łowcą,
co mierząc w las utrafi ptaka?
Okruch bursztynu dozwala przybliżyć
morze.
Także słowo bywa okruchem treści. Jej ułamkiem.
Który i jak mam okruch złożyć z którym,
żeby przekazać zechciał całe morze,
nie tylko z jego dnem, lecz i z nawierzchnią,
z tym i co dzieje się pomiędzy nimi,
i z owym ponad w poziomie i pionie
także, co więzi je w przestrzeni?
Szukając znaków, dlaczego ich szukam?
Doznając pełniej, komu domysł kruszę?
Coś w tym z obłędu jest lub może z pychy.
Reszta z potrzeby przyjaźni. Udziałem.
Gestem ku zewnątrz. Próbą poświadczenia.
… A tak myśliwy unosi zabitą
zwierzynę z lasu, aby zaświadczyła,
że niedaremno ćwiczył się w strzelaniu
i nie dlatego uchodził w samotność,
żeby miał wrócić z pustymi rękami.