Wyzwolenie w Matriksie zasadza się na uczynnieniu ludzkich istot wolnymi, a nie ukontentowanymi przeżywaniem [pozornie?] szczęśliwego życia bez wolności. Uśpione człowieczeństwo odrzuca koncepcję niezasłużonego szczęścia niewolników, które jest projekcją AI (kontrolerów kierowanych sztuczną inteligencją). Jak takie wyzwolenie może być możliwe pod auspicjami króla filozofów lub wszechmocnego zbawiciela? Podobnie jak chrześcijański mesjasz Jezus, Neo umiera i zmartwychwstaje, powraca do życia. Ujmując to nieco ordynarniej i może po prostu zabawniej, widzieliśmy jak Neo wzbija się w przestworza, a jego rozchełstany płaszcz rozpościera się niczym peleryna Supermana. Końcowe podsumowanie Neo w nagraniu sugeruje jednak inną interpretację: zbawiciel nie jest niezwykłym superbohaterem, jest „uniwersalnym” (wszechświatowym, dotyczącym uniwersum) nauczycielem. Jako nauczyciel pokazujący innym, jak być takim jak on, Jezus powiedział swoim followersom: „The works that I do, shall he do also; and greater works than these shall he do.”1
W. Irwin, The Matrix and Philosophy
Wybrałem powyższy fragment książki The Matrix and Philosophy, bo idealnie wpasowuje się on w moją obecną przemianę. Duchową przemianę. Gdybym jak Neo stanął przed Morfeuszem oferującym czerwoną lub niebieską tabletkę, to… zjadłbym obydwie.
„Na potęgę Posępnego Czerepu!” — tę inkantację można było usłyszeć na podwórkach w latach 90., wówczas HE-MAN z lat 80. święcił (a nie „świecił”, pozdro dla kumatych) u nas największe triumfy. Na ekranach Rubinów2 i innych kineskopowych telewizorów przypakowany heros w asyście lojalnych pomocników ustawicznie ukracał zakusy Szkieletora i innych super-złoczyńców. He-man wrył się w pamięć mojego pokolenia, pokolenia dzisiejszych 30/40-latków…
Zahibernowane myśli
Smutek z lękiem mylę we śnie. „Ślina na język
przyniesie” – piszę. Liżę. Niżej wbijam zęby.
Smukłe jęki kryję wreszcie jak… jak należy.
Przy rzęsie. Kropla. Kropi. Wielokropki. Śnieży
jak mój telewizor w latach 90.
z pilotem i czterema kanałami na krzyż.
Programów niby miałem więcej, ale hardware
był wąskim gardłem. Wdziałem głębokie gardła.
Zahibernowane myśli sabotują percepcję.
Uśmiech jak na pogrzebie. Jeszcze lepsze dreszcze
w żeliwnej wannie z pokruszonymi kostkami.
Elektryczne barany liczone przed spaniem.
Śniadanie w 99 Queens. Rozmawiamy o stratach.
Widzę. Widzę więcej. Nie wiem więcej – tak to jest
mniej więcej. Akordy duloksetyny i herbata
z prądem. Widma wielkiego wybuchu i szelest.
1 Night in Paris, Kim Kardashian, Albert Einstein
i Pamela Anderson z twarzą Marylin Monroe.
Urodziłem się w roku śmierci Andy’ego Warhola.
Kolacja w the Mall. Rozmawiamy o ikonach.
Kształty majaczące w lustrze. Brzytwy naskórka.
Czytam stare shouty. Niema La Antena Sapira.
Zaginam milczące zszywki wydrapawszy rdzę.
Za wypłowiałą błoną kotar directionless.
Wspominanie pedagogicznych pogadanek z końcówek odcinków He-mana lub morałów z innych kreskówek (Czarodziejka z Księżyca, Kapitan Planeta) pachnie naftaliną. Edutainment o niebraniu cukierków (lub narkotyków) od obcych to przykład tzw. znaku tamtych czasów. W kraju nad Wisłą tamte czasy to lata 90., w Ameryczce tamte czasy to „eighties”. Wielokrotnie sygnalizowałem (również na tym blogu, który możemy śmiało nazwać „łamami”) że w post-komunistycznych państwach takich jak Polska mieliśmy do czynienia z kulturowym zapóźnieniem. Ów poślizg był wszechobecny i piszę o tym we wstępie książki, której pechowo jeszcze nie wydałem, bo zmarł mój intelektualny guru i nie dałem rady pociągnąć tego sam. W głowie wciąż mam SMS-a, który mu wysłałem i nie wiem, czy ta wiadomość została odczytana. Mam nadzieję, że tak. Zapóźnienie, o którym wspominam, wywoływało napięcie, z którym dzieci i młodzież radziły sobie dzięki czemuś, co… co — za sprawą franczyzy Matrix — WSZYSCY nazywamy dziś BŁĘDEM W MATRIKSIE.
Jednym z najlepszych przykładów takiego zapóźnienia był i jest film Fucking Åmål
Jeśli nie widziałaś lub nie widziałeś tego filmu, to… przed dalszą częścią niniejszego artykułu polecam go obejrzeć (widziałem go cztery razy, czwarty raz podczas pisania tego tekstu): https://youtu.be/NkiGBeCr4Ro?si=Hq6SoNiNikTzU1OX
Innym (również adekwatnym) przykładem jest podróbka ośmiobitowej konsoli do gier, którą znamy pod nazwą PEGASUS. Czy straciłaś lub straciłeś kiedyś przytomność w skutek przyjęcia zbyt dużej dawki bólu? I have seen too much. I haven’t seen enough, you haven’t seen it. I’ll laugh until my head comes off. Ja straciłem wielokrotnie. Pierwszy raz w 1990 roku. Pamiętam niewiele. Czułem wtedy zapach truskawek.
Przytomność urwana… kiedy byłem w szóstej klasie podstawówki… zostałem (znienacka) znokautowany przez ósmoklasistę. Pamiętam ten dzień bardzo dokładnie. Pamięć ejdetyczna? Pamiętam cios, a właściwie dwa ciosy (pierwszy bolał, drugi odciął świadomość bólu). Pięść między nosem a okiem. Głowa jak bila bilardowa odbiła się od ściany i krew zalała mi świat. Kilka lub kilkanaście sekund mroku i… oddech jak po chwilowym podtopieniu… i powrót do świata jak po chwilowym zaśnięciu w pociągu lub na lekcji. Pamiętam jak osuwałem się po ścianie. Później starszy kolega (Marcin C.) pomagał mi zatamować krwotok nad umywalką w szkolnym kiblu. Zjawiła się też moja ówczesna wychowawczyni; wyskoczyła jak Filip z konopi indyjskiej. Uczyła biologii. Spytała „co się stało?”. No kurwa, co mogło się stać, że miałem później przez tydzień fioletowo-zielono-żółtą pizdę pod okiem? „Nic się nie stało” — powiedziałem. „Potknąłem się i nieszczęśliwie upadłem” — dodałem. Byłem w takim szoku, że… no właśnie. Pamiętam wszystko… i lata szczękościsku. #PTSD 🙂
Living Next Door to Alice3
Pamiętam jego imię i nazwisko. Pamiętam wszystko. Używając języka popkultury mogę napisać „my name is Alice… and I remember everything”.
Czy powinienem był coś z tym zrobić. No może. Miałem wtedy 12 lat, teraz mam 37 i… może przyszła już pora na domknięcie tej sprawy. Nie, nie jestem odklejony. Jestem w spektrum autyzmu i w spektrum CHAD-a (i mam na to kwity).
Jestem rozbawiony jak PlayStation SONY.
Zbawiciel czy nauczyciel?
Moja mama uważa mnie za intelektualistę. Ja myślę, że intelektualistą jeszcze nie jestem. Uprawiam przede wszystkim tzw. artywizm. Przy okazji polecam książkę Gdzie się podziali wszyscy intelektualiści?, którą napisał Frank Furedi. Mam jedną sztukę, mogę sprzedać za sto złotych (bo czytałem ją już trzy razy i chyba nie jest mi już potrzebna). Na aukcjach pewnie lata taniej, ale ja sprzedaję za stówkę (jeśli jesteś moją koleżanką lub kolegą, to sprzedam za cenę z okładki).
Matrix jest filmem, który mnie ukształtował. Widziałem go pewnie ze dwadzieścia kilka razy (w kinie, kilka razy z DVD, kilka razy na Blu-rayu i kilka razy w telewizji, a właściwie w telewizjach, bo liczba pojedyncza sugerowałaby, że telewizja jest monolitem, a nie jest). Kiedyś, podczas snowboardowej eskapady w Dolomitach, oglądałem trylogię sióstr Wachowskich po włosku. Matrixa widziałem też w ukraińskiej telewizji, gdy byłem w zeszłym roku w Kijowie. Ponieważ historia Neo doczekała się czwartej części (o której napisałem odrębny artykuł: Popiół i truskawki), uniwersum znacznie się poszerzyło, a wcześniejsze analizy można poszerzać dzięki nowym paratekstom.
Przeczytałem kilka książek o filmach z serii Matrix i pewnie dlatego tak często wracam do tych obrazów. Każdy z seansów (filmów z kwadrologii Matrix) otwiera w mojej głowie kolejne drzwi. Zawsze wypatrzę coś nowego i później konfrontuję te nowe odkrycia z opiniami innych ludzi tworzących fandom. Fandom Matrixa.

ETERNIA! Przybywaj! I dream to be the joker, my smile is a scar… ciąg dalszy nastąpi… 2 B continued, more 2 come! 🙂
Stay tuned.
Życie bez muzyki jest błędem.4
Posłuchaj nowej płyty tej izraelskiej artystki:

Noga Erez, thank you for the album. I <3 these vibes!!1
- W. Irwin, The Matrix and Philosophy [tłumaczenie moje]
The Savior or the Teacher? Liberation from the Matrix must be the creation of free human beings, not beings living contented lives of happiness without freedom. Sleeping humanity rejects the concept of the unearned happiness of slaves that is the projection of their AI controllers. But how is such liberation possible under the direction of a Philosopher King, or thanks to the beneficent acts of an all-powerful Savior? Like the Christian Messiah Jesus, Neo dies and comes back to life. More crassly, and perhaps comically, Neo sweeps up into the sky, his open overcoat spreading out like Superman’s cape. But Neo’s final overvoice summation suggests a different interpretation: that the Savior is not an exceptional Superman, but a universal Teacher. As a teacher who shows others how to be like him, Jesus said of his follower: “The works that I do, shall he do also; and greater works than these shall he do.” ↩︎ - https://szkup.pl/wiersze/moje/zahibernowane-mysli/ ↩︎
- https://youtu.be/saoH-4SvzXE?si=Dw1cOWd6rJkoQ31s ↩︎
- Without music, life would be a mistake. Friedrich Nietzsche, Twilight of the Idols ↩︎
Cześć i czołem, najpierw postaram się zrekonstruować składniki treści:
teza 1 – a) zapóźnienie względem tematyki narkotykowej w kraju nad Wisłą i zapewne poszerzonych stanów świadomości oraz lepszych metod ich osiągania (lata 80-te narkotyki i jazda bez trzymanki, 90-te Matrix i droga wyzwolenia w sposób intelektualny-duchowy)
teza 2 – polskie dzieciaki wskutek zapóźnienia (bycia w latach 80-tych zamiast 90-tych) zaczynają sobie poszerzać świadomość w sposób daleki od filozofii/psychologii/symboliki, no i także uśmierzać ból
Obrazy:
– Superbohaterowie/zbawiciele: wyrywali z bagna, byli jak Marek Kotański: „musicie być doskonali, przeciętni będą dalej brali”
– Nauczyciele: mówią, że możesz zastosować pewną metodę, zainteresować się czymś, a być może osiągnięcie większe efekty od „nauczyciela”
Nachodzi to na:
– Jezus gnostyczny – doskonałość, robi spektakl przed Demiurgiem, udaje zmartwychwstanie, lecz tak naprawdę nie ma ciała (brak ciała, sam duch – doskonałość)
– Jezus biblijny – zmartwychwstanie, uczniowie, nadejście ducha świętego i tworzenie zmiany w świecie
Zagadka:
„Gdybym jak Neo stanął przed Morfeuszem oferującym czerwoną lub niebieską tabletkę, to… zjadłbym obydwie.”
– gnoza to ucieczka typu wschodniego, uciekasz z ciała/świata/systemu, tylko redpill, droga wyzwolenia, wybawienia
– poza wyzwoleniem/wybawieniem (redpill), także pewnego rodzaju ponowne wejście w świat (bluepill), bycie „w matrixie”, ale i poza nim na raz. Duch święty Panie i Panowie. xD
//
Odklejka to słowo-worek, które może się tyczyć się treści [ zarzut w styli: „Iksiński uważa się za Jezusa” – powyżej rekonstruuje, że tak nie jest 😜 ], ale też formy i sposób komunikacji. Pomóc mogłoby większe:
– zaakcentowanie przejścia od wcieleń archetypów (zbawiciel/wyzwoliciel, nauczyciel) do stanów (wyzwalanie-się, uczenie się), w których znajdują się jednostki/grupy, w której jest pewien duch/idea
– oraz przejścia od liderów (zbawiciele/wyzwoliciele) do społeczności/grup (aspekt „followersów” też moze byc odbierany jako „bycie nawiedzonymi”).
/ Co do luźnych uwag i wtrąceniu moich kilku groszy:
Artywizm rozumiem jako sztukę, która łączy się z filozofią/psychologią i zmienia społeczeństwo. Trochę jakby sztuka była napędem zmiany społecznej, przemiany duchowej, oczywiście nie uważam, że to równa się sztuce podrzędnej polityce i potocznie rozumianemu aktywizmowi. Ale dla ułatwienia stworzę takiego chochoła w celu przedstawieniu innej wizji.
Jeżeli dzisiaj często używa się sztuki/estetyki do polityki, jakby polityka się zesetetyzowała (oczywiscie sztuka-piękno-pochodne a estetyka, to trochę inne pojęcia), to ja samą sztukę dopolityczniam. Jakby sprawę możłiwości i szans na wspólne rozmawianie o sztuce/popkulturze w różnych miejscach. Pewne alejki internetowe znane mi od gimbusa zmieniły się na moich oczach w smalltalk polityczny i starałem się ostatnio przechylić wajchę na drugą stronę.
Jesteśmy świadkami rozprzestrzeniania się sztuki/popkultury w wielu obszarach, gdy ona znikną tam, gdzie była do niedawna obecna – filmiki na yt są ciekawsze, polityka, dramy, a nawet gdy dwie osoby chcą porozmawiać o pewnym filmie, nawet sprzed wielu lat, to ktoś może zgłosić „liberum veto” i powiedzieć: „Spoiler! jest p o t e n c j a l n o ś ć, że obejrzę kiedyś tam, więc dla mojej potencjalnej przyjemności w nieznanym czasie przenieście swoją dyskusje gdzie indziej” (gdyby to była chociaż deklaracja: „obejrzę za miesiąc, dajcie mi czas i razem porozmawiamy”, lecz zamiast tego przyjemność indywidualna stała się najważniejszym czynnikiem).
/ Ontologia zmiany i podtrzymywania-ogniska (nie mylić z „przeciwdziałaniem zmianom” lub „częściowym odwracaniem zmian” jak ponowne zanurzenie tematów politycznych w szerszym meta kontekście – Disco Elysium, bo to tylko środki do odzyskiwania pewnego terenu dla sztuki) są jakby dwiema soczewkami przez które można patrzeć na rzeczywistość.
Metafora zmiany w świecie poprzez sztukę i metafora podtrzymywania ogniska sztuki mogą opisywać jakby inne aspekty: poznania i działania (Walter Beniamin) i rozpoznającego nie-działania (wuwei z taoizmu, Heidegger). A także inne przedmioty:
1) społeczeństwo z jego problemami i niesieniem świadomości/informacji/inspiracji/alternatyw (żeby było potrzeba mniej Supermenów…),
2) wspólnotę/wspólne-bycie, których to ogień chcemy podtrzymywać.
Pozdrawiam,
Orrin
Twój komentarz utwierdza mnie w przekonaniu, że moje blogowanie ma (jakiś) sens. Internetowa dyskusja poza mediami społecznościowymi należy dziś do rzadkości (weźmy na razie w nawias rozmowy via DISCORD, bo łapiąc zbyt wiele srok za ogon zamglimy obraz). Całkiem niedawno „niesocialmediowa” dyskusja online była standardem. W międzyczasie mieliśmy jeszcze hybrydową formę „peryferii SoMe” (integracja blogów — i szerzej — portali, serwisów, witryn, wortali — z komentarzami pisanymi za pośrednictwem FB oraz systemów agregujących wypowiedzi, np. Disqus). Na prowadzonych przeze mnie blogach, których nigdy jakoś szczególnie nie promowałem (ale trochę promowałem, uczestniczyłem w wielu konferencjach, meetupach itd., np. SeeBloggers, warszawskich Tweetupach i innych schadzkach tego typu), dochodziło do „zbiorowego wrzenia” (ślady owego wrzenia ocalały dzięki backupom baz danych i folklorystycznemu „nerwowi” internetu — rozwinę ten wątek w kolejnym wpisie, bo e-folklor to ogromny temat). Zapauzuję tę dygresję (dla jasności wywodu).
Rozmowa w formie komentarzy poza SoMe była standardem w czasach, które wspólnie nazywamy w Polsce okresem „dzieci NEO” („dzieci NEOSTRADY”). Wpływ filmu Matrix na określenie „dzieci NEO” nie powinien podlegać wątpliwości. Określenie „dzieci neo” było INWEKTYWĄ. Ładunek emocjonalny tego określenia ewoluował, a katalizatorem przemiany (obrastania w znaczenia, denotacje i konotacje) było coś, co na potrzeby tego komentarza nazwę krótko „post-ironią” (owa „post-ironia” widziana z lotu mojego ptaka to np. przeświadczenie, że z młodych gniewnych staniemy się starymi wkurwionymi).
Rozmowa w formie komentarzy poza SoMe przybrała dziś patologiczną formę, w której ktoś pisze „super wpis” lub „dobrze napisane, bla bla bla, zapraszam do siebie” (możemy mnożyć przykłady, ale chyba wiadomo o co chodzi… chodzi głównie o EKONOMIĘ UWAGI), a autorzy komentowanych treści piszą „dzięki”, „miło mi, zajrzę do Ciebie”, „DANKE SCHÖN, kłaniam się (thanks but no thanks, TL;DR)”.
Rozmowa w formie komentarzy wymaga większego wysiłku, zmiany interfejsu; używając języka/słownika Ervinga Goffmana — opuszczenia „ramy” (zob. https://lubimyczytac.pl/ksiazka/115540/analiza-ramowa-esej-z-organizacji-doswiadczenia). Embedowanie treści jest jakąś formą protezy.
Problemem, z którym się borykam, jest powszechna niechęć do wspomnianego wysiłku.
Dwa interdyscyplinarne prądy myślowe — antropologia mediów oraz hauntologia (hauntology, widmologia, widmontologia, pozdrawiam OLGĘ DRENDĘ) — dostarczają nam narzędzi do „odpamiętania” przeszłości (pisałem o tym np. przy okazji recenzowania albumu GHOSTS nagranego przez Hanię Raniszewską: https://szkup.pl/hania-rani-ghosts/ lub w eseju dotyczącym „retromanii”: https://szkup.pl/powrot-do-retromanii/).
Narkotykowe zapóźnienie z lat 90. (i zerowych, śmiało możemy wziąć również tę dekadę na rożen) jest ekstremalnie trudne do odtworzenia, ale nie było lepszych czasów niż obecne, żeby je choć trochę odtworzyć, odgruzować… ocalić. By to zrobić potrzebujemy dostępu do „zbiorowej pamięci”, do nieustannie „akumulowanej wiedzy” i „pamięciowych” fermentów (zdigitalizowanych świadectw przeszłości oraz fizycznych „artefaktów”, które uwiarygodnią te „manifestacje”). Zróbmy to. Dlaczego haszysz był w latach 90. popularny w okolicach Szczecina? Dlaczego był tani jak barszcz? Kto wie, niech pisze (ja mam hipotezę). Przechodzę już do odpowiedzi na Twój komentarz.
W animowanym serialu Kapitan Planeta (który może być „czytelny”/”zrozumiały” dla młodszych (od mojej) generacji np. dzięki memom lub „wikiom” typu fandom.com) mieliśmy do czynienia z próbami translacji, które musiały uwzględnić „zapóźnienie”; z próbami adaptacji, które powinny brać pod uwagę ówcześnie prognozowany regres (podróże w czasie bywają niełatwe). Ta transgresja prowadzi w niebezpieczne rejony (transgresja transgresji wiedzie na manowce, wiedzie ku ABSURDOWI). Absurd — jest gorszy od nonsensu. Pamięć ejdetyczna niektórych jednostek daje nam dostęp do „prawie-utraconych” artefaktów, poszlak, śladów, świadectw, tropów. Problem z takimi artefaktami jest taki, że… wymagają legitymizacji.
W animowanym serialu Kapitan Planeta owa adaptacja i translacja zostały przeprowadzone całkiem zgrabnie i względnie zręcznie. Przykładem jest przekład określenia odsyłającego do narkotyków. „Dzięki” moim zaburzeniom (które fundują mi głównie problemy) mam dostęp do dźwięków/obrazów/smaków/zapachów (niepotrzebne skreślić), potrzebuję tylko legitymizacji. Kunszt rzeczonego przekładu biorę na bok, ale przyjrzę się mu teraz między wierszami, z ukosa. Tematem przewodnim odcinka (Kapitana Planety) o substancjach psychoaktywnych były „rozkoszniaczki” — emanujące poświatą, biało-żółte „kapsułki” – fikcyjny narkotyk wymyślony na potrzeby scenariusza kreskówki, o której właśnie czytasz. „Rozkoszniaczki” – czy dałoby się wtedy wymyślić bardziej adekwatną translację? Nie sądzę. „Rozkoszniaczki” są przykładem przebłysku geniuszu osoby odpowiedzialnej za tłumaczenie. Fandom honoruje w ten sposób ten przebłysk.
Muszę w tym miejscu wtrącić dygresję odsyłającą do antycznych i biblijnych korzeni kultury:
„Then Jesus demanded, «What is your name?» And he replied, «My name is Legion, because there are many of us inside this man.»”
~ Ewangelia wg świętego Marka, 5:9
Pisząc ten komentarz nie musiałem wracać do animowanego serialu Kapitan Planeta (nawet nie wiem, czy w internecie dostępna jest polskojęzyczna wersja tej kreskówki). Mam ten „przywilej”, że mogłem wyświetlić sobie w głowie ten odcinek; bez telewizora i bez ponownego seansu, bez zarejestrowanej formy wspomnianego „spektaklu”. Zadziwia mnie to, co znajduję na dysku twardym mojego mózgu.
O artywizmach napiszę w kolejnym wpisie. Odniosę się też do Twoich pozostałych „opinii” i „uwag”, w szczególności rozwinę myśl dotyczącą przywołanego przez Ciebie Waltera Beniamina (którego uwielbiam, zwłaszcza za ukucie pojęcia „auratyczność”, ale również za jego literaturoznawcze, translatorskie i „oniryczne” rozważania), wejdę też w nie-działania i nie-miejsca pod płaszczykiem koncepcji Martina Heideggera.
Na moim blogu panuje zasada: komentujący są równolegle gośćmi. Gośćmi, którzy mają REALNY wpływ na to, co pojawi się na tym blogu.
Bardzo dziękuję Ci za komentarz, który tu zostawiłeś i…
[wiszący spójnik jest jak brzytwa, ale czy mógłby być jednocześnie czymś à la Brzytwa Ockhama]
[…] i do napisania!
łączę pozdrowienia
— K.
PS. Propsuję Twoją optykę dotyczącą „odklejki”, zajebiste podejście!
[…] W poprzednim artykule wracałem pamięcią do czasów, w których miałem 12 lat, zatem teraz pociągnę ten ciąg i przejdę do elementu n+1, czyli okresu w którym miałem trzynaście wiosen. Odklejka odklejką, ale żeby korona drzewa mogła sięgnąć nieba, to jego korzenie muszą dotrzeć do piekła. Tak twierdził Carl Gustav Jung. […]
//dostarczają nam narzędzi do „odpamiętania” przeszłości (pisałem o tym np. przy okazji recenzowania albumu GHOSTS//
Odpamiętanie przyszlosci – fajnie powiedziane! Ja np. lubię endorfinowe kino lat 80-tych. I nagle ktoś pokazuje vaporwave, jakies to „odpamiętane”, jakby klimat tamtych lat sprowadzony do opuszczonej galerii… A wystarczyłoby… włączyć taki film i dostajesz żywe doświadczenie lat 80tych: https://www.youtube.com/watch?v=VpZu69OB2KM Aczkolwiek, bycie zaskoczonym przez taki film, jest nie do otworzenia. Juz mam jakies kategorie doświadczenia: lata 80-te, radosc”, które mi to porządkują. A takiej wiary i sledzenia, że „jest coś prawdziwszego niż wyblakłe seriale typu mak gajwer”, nostalgia cirtic i jego ironia, tego się nie odda.
Dlatego odróżniam widmo-spojrzenie doświadczającego, obserwatora oraz widmowość-epoki, inaczej: nawiedzonych od epok-miejsc nawiedzonych. xD np. lata 30-te są w duzym procencie… po prostu nawiedzone. Czas przed wojną, kryzys, Betty Boop ucieka przed dziadami z gór. Dlatego Caretaker jedynie (lub aż) pewne rzeczy do-hauntologizował: https://www.youtube.com/watch?v=bPz1Yk91A2k
Jest wspomnienie i blaknie. To tragedia. Ale kiedy mamy wbudowane protezy ukladania nam doswiadczenia w jakąś „całość”, kiedy nie przeżywamy świata… To co tracimy? Pamięć, ale czy wspomnienia? I co po archiwach, jeżeli puszczają je jak stairway to heaven od tyłu?
W ramach Twojej przypadłości możesz mieć ten krzyż, że znasz jakieś doświadczenie, widzisz jak świat poszedł w jedną lub drugą stronę, ale nie możesz tego wczorajszego świata ludziom odtworzyć, tak jak sobie samemu w formie filmo-wizualnej-zapachowej.
Ja choć młodszy, też byłem świadkiem tego, że rzeczy potrafiły działać. Filmy były oglądane, linki były klikane, ludzie czegoś wspólnie doświadczali. I jakby kilka razy ten świat powstawał i ginął. Zastanawiam się, czy może nie mam pewnego ułatwienia, że mogę nie klikać tych pięknych momentów, ale muszę się zastanawiać bardziej filozoficznie nad składnikami tego, jak w nowych warunkach można osiągnąć ponownie i może trwalej pewne wspólne-doświadczanie. Nawet jeżeli prowadzi to od konkretu do pewnych jakosci pierwotnych, niewyrazalnych, a nie na zasadzie skoku wiary: „wierzymy, więc widzimy”. Trochę czyni mnie to nazbyt technicznym, nazbyt od-auratyzowanym, ale to cena bycia inżynierem-sytuacji, widzenia na jakim gruncie się coś buduje. Albo: gdzie jest dziura w tym sterylnym świecie, jakis chat poboczny, ale bez jarania się byciem alternatywnym, lecz na zasadzie wykorzystania możliwych dziur-w-świecie i wychodzenia z nich do chatów w „centrum”. Jak wróble w dziurach budynków wylatujące na miasto:
https://www.youtube.com/watch?v=12Lct9lrows Dziwna inspiracja, ale no rozne rzeczy się zdarzają xD
//„Rozkoszniaczki” – czy dałoby się wtedy wymyślić bardziej adekwatną translację? Nie sądzę. „Rozkoszniaczki” są przykładem przebłysku geniuszu osoby odpowiedzialnej za tłumaczenie. Fandom honoruje w ten sposób ten przebłysk.//
Fakt, super nazwa, 😀
To tyle pod tym wpisem, do zobaczenia pod następnymi ;p
[…] o tym w kontekście komentarza do eseju Zbawiciel czy nauczyciel?, który napisałem 18 października tego roku. Dla Twojej wygody poniżej przeklejam […]